Ważnym aspektem różnicującym krajobraz jest to, co nazywamy regionalizmem – lokalna kultura i miejscowe zwyczaje bezpośrednio bądź pośrednio przekładające się na fizjonomię otoczenia. Największe znaczenie ma to oczywiście dla stałych mieszkańców danego terenu. Turysta przebywa tu tylko przez chwilę, jako gość, który wkrótce wyjedzie, mniej lub bardziej zadowolony z wizyty. Tubylec żyje w swojej małej ojczyźnie na co dzień – i to w jego interesie, emocjonalnym i materialnym, leży ochrona zabytków, tradycji i krajobrazu.
Postępująca globalizacja wyciska swoje piętno również na krajobrazie, niwelując różnice między krajami i regionami, powodując ujednolicenie otoczenia, zacierając cenne wartości przyrodnicze, historyczne, kulturowe i społeczne. W czasie, kiedy stroje ludowe stanowiły żywy i powszechnie używany element kultur (obecny zwłaszcza podczas specjalnych okazji), identyfikacja regionalna była łatwiejsza. Dziś zaledwie na nielicznych obszarach stroje nadal pozostają elementem identyfikującym, dotyczy to jednak tylko krótkich okresów świąt i ważnych uroczystości. Zaobserwować tę stratę można właściwie wszędzie. Na palcach jednej ręki da się policzyć regiony w Europie, gdzie strój regionalny noszony jest na co dzień i przez osoby w każdym wieku (Salzkammergut w Austrii, cześć fińskiej Laponii, południe Bawarii).
Pod wpływem powszechnego nauczania i wszechobecności mediów zacierają się lokalne dialekty, znika specyficzny akcent, który jeszcze niedawno pozwalał bez problemu odróżnić rzeszowianina od mieszkańca Wielkopolski. Odróżnimy wprawdzie jeszcze Ślązaka od Kaszuba czy górala, ale to w zasadzie wszystko.
Trwalszym elementem identyfikacji jest materialne dziedzictwo kulturowe. Zabytkowe kościoły, budynki publiczne, place i układy ulic. Dogłębnie poznane i odpowiednio opisane opowiedzą swoją historię, ale tylko tym, którzy będą chcieli słuchać. Kłopot w tym, że nie wszyscy są zainteresowani swoim otoczeniem. Stąd zdziwienie górala zapytanego, czy był na Giewoncie („A po co?!”) czy krakowianina zagadniętego, kiedy ostatni raz odwiedził Wawel („Ze szkołą… chyba…”).
Jednym z instrumentów ochrony zabytkowej przestrzeni i lokalnego krajobrazu jest park kulturowy. Samo powołanie takiego parku i wprowadzenie w życie związanych z tym aktem regulacji prawnych nie sprawi jednak, że ludzie zaczną kochać swoją okolicę. Większość pozostanie obojętna, a nawet jeśli doceni uporządkowanie chaosu reklamowego, renowację infrastruktury i małej architektury, szybko przejdzie nad tym faktem do porządku. Malkontenci zachowają sceptycyzm, ewentualnie od razu uznają, że to pieniądze (z ich podatków!) wyrzucone w błoto, a przecież można było przeznaczyć te środki na pilniejsze wydatki. Jakie? Nie bardzo wiadomo. Do działania ruszą za to entuzjaści, którzy w parku kulturowym dostrzegą narzędzie nacisku na lokalne władze.
Zmiana podejścia do lokalnego krajobrazu kulturowego nastąpi, kiedy w programach szkolnych więcej miejsca poświęci się regionalizmom, wskazując przy tym na ich piękno i wartość. I wcale nie chodzi tu o zasklepianie się w swoim środowisku, lecz o docenienie tego, co dawniej zwano „swojszczyną”. Edukacja regionalna i lokalna polega na identyfikacji, odzyskiwaniu i stwarzaniu miejsc, które stanowią przestrzeń działań na rzecz i z udziałem lokalnej społeczności. Dzięki docenieniu małej ojczyzny kamienica przestanie być tylko kamienicą, stanie się także domem znanego pisarza czy artysty, a w parafialnym kościele znajdziemy witraż współfinansowany przez naszych przodków; zainteresuje nas stan zieleni, ławek i ulicznego oświetlenia. Stopniowo „nasiąkając” zainteresowaniem przeszłością najbliższego otoczenia, odkryjemy, że park kulturowy jest narzędziem, z którego warto korzystać. Narzędziem niezwykle skutecznym.